Удивительный человек, который делится материалом(фото,статьи,воспоминания),которые находит везде: в инете,библиотеке,музеях...о нашем Борне. Человек-увлеченный, беспокойный...которому так важно знать все о Борне-Сулиново. И тайны нашего городка -вдруг сами открываются перед ним,иногда щедро и увлекательно. Собственно и сам Дарьюш -с такой же щедростью делится всем этим информационным богатством-с теми,кто любит и помнит Борне-Сулиново. Вот и очередная заметка -она с ФБ,с группы Борне-Сулиново- от Дарьюша Тедерко. Копирую ее сюда,кому сложно зайти на ФБ. Копирую на польском-ниже будет перевод на русский,но переводчик-не я. Некогда. Переводчик-с ФБ. Но если есть время-переводите сами. Оно того стоит:
Bardzo ciekawa opowieść niemieckiego agronoma z majątku Eulenburg/Silnowo.
Poligon GROSS BORN Nasza Dąbrowica
Koło Łowieckie Darzbór w Szczecinku
Idylla nad jeziorem Pile!
W myślach spoglądam wstecz na rozległą ziemię południowych stron Pomorza Tylnego, z jej tyloma pagórkami i wzniesieniami. Jest ona prawdziwie północnoniemiecką krainą ukształtowaną i sformowaną przez lodowiec. Pomiędzy wielkimi lasami, łąkami i polami błyszczy jezioro.
Jest to jezioro Pile, wielkie na ponad 4.000 mórg. Chyba każdy, kto we wschodnich Niemczech był żołnierzem je zna. Na jego brzegach leżał kilometrowy poligon Groß Born. Niejeden poborowy się tu pocił i klął – Borne, ciebie dobry Bóg stworzył jak był bardzo zły. "Und der Gott in seinem Zorn schuff den Übungsplatz Groß Born". Ale o tym poligonie w latach 1924/1925 nie śniło się jeszcze nikomu.
Na brzegach jeziora leżały również dobra gospodarstwa Eulenburg/Silnowo. Miały one mniej więcej wielkość 600 mórg (4 morgi ca. = 1 hektar przypisek tłumacza), kiedy w moich młodych latach nauki i wędrówek, znalazłem się tam, jako początkujący urzędnik do spraw rolnictwa.
Było to 1 kwietnia 1924 roku. Jeszcze 1 marca Silnowo było o 2 pruskie morgi większe, a jest to jakby nie było 5.106 m²! Te dwie morgi zabrał sobie dobry Bóg dla siebie, przynajmniej tak mówiono. Dlaczego? Nie wiemy.
Ale stało się to tak. Mały majątek Silnowo nie był taki jak inne majątki dookoła, w których był tylko jeden wielki budynek folwarczny i wokół już tylko pola, łąki i może trochę lasu. Te 600 silnowskich mórg leżało na półwyspie jeziora Pile, a na środku tego wszystkiego znajdowało się jeszcze, pomiędzy lasem i łąkami małe jeziorko.
Nazywano go Fundsack (dosłownie „znaleziony worek” przypisek tłumacza ) W czasie burzowej nocy wiosną 1924 roku najbardziej wysunięta w jezioro szpica półwyspu odłamała się i na zawsze zniknęła w głębinach jeziora Pile.
Sławny profesor geologii badał później bardzo dokładnie miejsce odłamania się części brzegu i napisał wiele naukowych publikacji o wypłukaniach, o wapiennych skupiskach, o solnych słupach głęboko w ziemi i o łatwo rozpuszczalnych połączeniach wapiennych.
W momencie rozpuszczania się temperatura wody w tych miejscach jest wyższa, co profesor udowodnił wykazując, że na miejscu odłamu woda była o przynajmniej 1 stopień cieplejsza niż w całym jeziorze. Miał rację. Pływałem niekiedy ponad tym miejscem i widziałem pode mną zatopione zagony, tak jak je dobry Bóg chciał tam je mieć. Ale z tej szpicy półwyspu wróćmy do majątku.
Zaraz obok gospodarstwa stał „pałac”. Był to bardzo prosty, dwupiętrowy budyneczek, ale pomimo tego był „pałacem”. Któryś z poprzednich właścicieli postawił go ot tak, przy okazji – mówiono we wsi, a ponieważ nie miał za dużo pieniędzy, – co się na Pomorzu często zdarzało wybudował te dwa piętra tylko z pomocą swoich własnych pracowników i rzemieślników. Architekta przy tym najprawdopodobniej nie było i z tego powodu doszło do tego, że przy budowie tego „pałacu” zapomniano po prostu o tym i owym.
No więc: na parterze znajdowało się sześć dużych pokoi, pomiędzy nimi wielki hol i jadalnia, nie to była wielka sala jadalna jak się należy. Ale niestety zapomniano kompletnie o korytarzu. W sali jadalnej spożywano zazwyczaj kolacje. Przy wielkim stole siedzieli Pani von Bucholtz i jej obie małe córki.
Jej maż nie żył już w tym czasie. Poza tym jej stara ciotka i jakiś jeszcze starszy krewny, któremu się bardzo spodobałem jako zdolny agronom. Jedno miejsce dalej siedział nauczyciel, a na samym końcu było jeszcze jedno miejsce, na którym siedziałem ja, młody urzędnik.
Po jedzeniu podawano herbatę i prowadzono konwersacje. Nauczyciel opowiadał o postępach obu dziewczynek we języku francuskim i gramatyce, a ja o przyrostach żyta i ziemniaków.
W tym samym czasie przez salę przechodziły dwie pokojówki, Frida i Franka. Jedna niosła wiadro z pomyjami, a druga wiadro z karmą dla kur – nie miały niestety innej drogi, bo jak nadmieniłem, korytarza po prostu nie było.
Podłączenia bieżącej wody z resztą też nie, no chyba że w czasie budowy jeszcze czegoś takiego nie znano. Sypialnia wielmożnej pani znajdowała się na samym końcu parteru. Koło dziewiątej wieczorem zjawiała się znowu Frida i niosła olbrzymi termofor, olbrzymią butlę z mosiądzu i miedzi. Dla nas był to znak – „dobranoc wielmożnej pani”.
Nigdy więcej nie mieszkałem tak wygodnie jak w „pałacu” Silnowo. Błogosławiłem tych zdolnych rzemieślników, którzy pracowali przy budowie i zapomnieli tego i tamtego. A i o tym trąbiła cała wieś – o schodach też podobno zapomnieli. Przy dwóch piętrach! Czy tak było na prawdę, nie wiem? Ale po jednej stronie budynku (chyba nieco później) dobudowano ze zwykłych cegieł prostą wieżyczkę, a w jej wnętrzu jeszcze prostsze, kręcone schody prowadzące na górę.
Samą górę wieży przebudowano na pokój, który sięgał daleko za granice dachu i miał cztery wielkie okna na każdą stronę świata. Ten pokój był mój. Najpiękniejsze było okno zachodnie. Z niego rozciągał się przepiękny widok na zatokę jeziora Pile. W niektóre wieczory siedziałem przy tym oknie, patrzyłem jak zachodzące słońce ozłaca wodę jeziora, zagłębiałem się w marzenia i pisałem wiersze. Kto może mieć o to pretensje? Taki młody i w dodatku w samotnej pałacowej wieży.
Gdy nadciągały jesienne słoty w mojej wieży wyło i świszczało a okiennice trzepały się na wietrze. Wtedy jezioro leżało w dolinie, pełne kaczek i innych ptaków wodnych z północy. Ich krzyki przynosił czasem wiatr aż do mojego pokoiku, a czasem stadko przelatujących kaczek prawie wlatywało w moje okna.
Czasami przez jezioro płynęła łódka rybacka. Normalnie siedziało w niej dwóch ludzi. Jeden z nich wiosłował, a drugi wyciągał sieci. Od czasu do czasu jednak siedziała w łódce tylko jedna osoba. Była to Christina, córka dużego gospodarza i rybaka z południowego końca jeziora z Dummerfitz, tak się ta wioska dokładnie nazywała (Dosłownie: „Głupia męczarnia, Głupia złość przypisek tłumacza) - Dąbrowica.
Christine nie była delikatną blond- syrenką. Była ciemnowłosa, opalona i silna. Od czasu do czasu zastępowała ojca, sprawdzała sieci i przywoziła do domu węgorze, liny i szczupaki. Robi się to najlepiej bardzo wcześnie rano, kiedy jeszcze nie ma wiatru albo późnym wieczorem. I najlepiej w dwójkę. Cichutko sunęła wieczorami łódką przez szepczące trzciny tam gdzie stały sieci i tam gdzie ich nie było...
Ale tak właściwie to ja patrzałem z mojej wieży na kaczki. Skąd nadciągały, gdzie płynęły i gdzie najlepiej się było na nie zaczaić, to wszystko można było tu z góry czasami dokładnie podglądać.
Pewnego razu – był to już początek września mięliśmy jeszcze mały stóg późno zasianego i dlatego też późno zebranego jęczmienia, który w dodatku porastał przy tej ilości deszczu. Z mojej wieżyczki zobaczyłem jednego wieczora olbrzymią ilość kaczek zmierzających w stronę tego jęczmienia.
Następnego dnia wieczorem z flintą na ramieniu, plecakiem, nabojami i starą suczką – foksterierem Dianą poszedłem na to miejsce. Poniżej stogu znajdowało się to małe jeziorko, jak często o nim mówiliśmy – Fundsack. Był to prawdziwy bagienny staw o powierzchni około 10 mórg. Liny i karasie czuły się w nim jak w raju, ale nigdy nikt nie złowił tam węgorza, podczas gdy w jeziorze było ich, mnóstwo.
Zszedłem z jęczmiennego pola wąskim pasem łąk. Pomiędzy trzciną, a krzakami błyszczało lustro jeziora. Znalazłem sobie małą grupkę olszyny. Powierzchnia wody przed nią była wolna, z jej lewej i prawej strony zaczynał się znowu nieprzebyty pas trzciny. Te olchy były jak znalazł na zasiadkę na kaczki.
Jeszcze całkiem do nich nie dotarłem....kwa, kwa kwa... kaczki przeleciały mi dosłownie koło uszu. Trzy, cztery podniosły się z ziemi, a po nich jeszcze wiele innych. Wreszcie miałem dubeltówkę w ręce, przeładowałem i ostatnia z kaczek spadła na łąkę.
Skamląc radośnie Diana zaaportowała pierwszą zdobycz. Suka drżała na całym ciele. Nareszcie też w końcu miała coś do roboty. „Przyjdą kaczki tu jeszcze po tym strzale?”... Pytałem sam siebie. Diana wydawała się tego pytania nie słyszeć. Leżała w olszynie i patrzyła na wodę.
I miała rację. Już po pięciu minutach ożywiło się znowu. Kaczki szły od jęczmienia, poskubały coś na „Fundsacku” i szły znowu do jęczmienia. Kaczki były wkoło mnie, lądowały to znowu startowały albo podchodziły od strony wody i nie trwało długo i moja torba na 14 naboi była pusta.
Jaka szkoda, że nie miałem tego dnia drugiej torby z nabojami ze sobą. Diana aportowała z pełnym spokojem jedną kaczkę za drugą, podczas gdy wokół niej lądowały następne kaczki. Ponieważ zaliczyłem kilka dubletów, przyniosłem rzeczywiście 14 kaczek z 14 naboi do domu.
Tak, świat był piękny nad wielkim jeziorem Pile. A najpiękniejsze było to, że polowanie na półwyspie Silnowo należało tylko do mnie. Nikt się tym poza mną nie zajmował. Bo niby też dlaczego? Oprócz wodnego ptactwa były tam tylko cztery sarny i kilka zajęcy. Ale przede wszystkim było dużo lisów. Dużo więcej niż zajęcy.
Zawsze na brzegu pływała jakaś martwa bądź półmartwa ryba. Smakołyk dla lisów. Pewnego niedzielnego poranka skradałem się brzegiem jeziora. Były to podchody, jakich sobie piękniejszych nie wyobrażam. Piasek plaży i trzcina, małe zatoczki, zarośla nadbrzeżne i sitowie zamieniały się ze sobą. Była już późna pora roku i chłód i mgła leżały ponad ziemią i wodą. Właściwie chciałem upolować parę kaczek, ale przy takiej mgle, myślałem sobie, nic z tego nie będzie.
Kwa, kwa, kwa... trzy kaczki wystartowały nagle z trzciny. Złapałem dubeltówkę i wycelowałem, ale kaczki zniknęły już we mgle. Podchodzimy wobec tego dalej. Z jeziora dochodzą odgłosy perkozów i kurek wodnych, ale nic nie widać. Od czasu do czasu mały wiaterek od strony wody powiewał w krzaki. Wtedy rozległ się cichy szelest.
Od strony brzeziny doleciał mnie okrzyk sójki. Dwa ptaki siedziały na gałęzi i denerwowały się z powodu myśliwego albo się z niego po prostu wyśmiewały. Tak jak siedziały blisko obok siebie, tak zagrzmiał strzał i śruty, które właściwie były dla kaczek ściągnęły obie sójki z gałęzi. Tak wiec poszedłem dalej z moim mizernym łupem, jedną sójką. Bo wszystkie kaczki w pobliżu po tym strzale i tak się wypłoszyły. Teraz krążyły gdzieś we mgle.
Następnej niedzieli poszedłem znowu na podchód wzdłuż brzegu. Podczas całego tygodnia wiał silny wiatr i padał bardzo mocny deszcz tak więc na brzeg jeziora przywiało różne rzeczy. Leżał tam również duży szczupak ze sporą raną na głowie. Żył jeszcze i wobec tego schowałem go do plecaka. Lisy i tak znajdą sobie wystarczająco jedzenia.
No i była tam też jeszcze ta brzózka, na której wisiała nadal jeszcze jedna z tych dwóch sójek. Ale co to jest, tam pod brzozą? Nie skacze tam jakiś pies do tej sójki? Skacze, ale bez rezultatu, ciągle nie sięga. Z tym że to nie był pies, to był lis! Jak bardzo lśniło jego futro w porannym słońcu. Jak bardzo musiał mu pachnieć ten ptak z góry? Biedny lisek świata poza nim nie widział. Jeszcze jeden skok, – ale ptak wisiał za wysoko. To był jego ostatni skok, huku strzału na pewno już nie słyszał.
W domu oprawiłem go starannie, rozciągnąłem na desce i naciągnąłem jak się tylko dało. „Bardzo ładny lis” powiedział mi parę tygodni później Pan Obermüller w mieście powiatowym (Szczecinek przypisek tłumacza). „Skóry, handel futrami i kuśnierstwo” stało nad jego sklepem. „Ale nie jest tak do końca dobrze oprawiony, skora trochę zielonkawa.
Nie kupuje teraz żadnych skór. Mogę, co najwyżej na zamianę. Ten worek skórzany za niego – oryginalny zamsz – właściwie to przepłacam”. Zgodziłem się i zamiana doszła do skutku. Ładny jasnobrązowy i miękki był ten worek i dobrze podwójnie przeszyty.
To był „worek na szyje dla mężczyzn” i Pan Obermüller wiedział, co robi. On znał się na swoim geszefcie. Takiego towaru trzeba się pozbyć. Który z Panow po pierwszej wojnie światowej chciał jeszcze nosić wysokie, sztywne kołnierzyki z czy bez kantów (kołnierzyki takie umożliwiały noszenie takich woreczków skórzanych na szyi bez problemu otarcia skory rzemieniem woreczka (przypisek tłumacza).
Tak więc ten ładny woreczek został już za niedługo leżeć, aż do momentu, gdy w czasie drugiej wojny światowej przygarnął parę rzeczy do cerowania, nitkę i igły, które moja żona dostała z przydziału na kartki. Tak więc przeżywał wojnę z nami, klęskę i ucieczkę na zachód.
Wszystkie poroża, kły dzików i inne trofea myśliwskie pozostały na ścianach i przepadły w ruinach i zgliszczach majątku. Mury mogą się rozsypać, ale matczyna opieka pozostaje.
Reformę pieniędzy i cud gospodarczy poznał ten woreczek i następnie nasze dzieci przyłożyły się do tego, że na rzeczy do szycia stał się niedługo za mały. Najstarsza córka potrzebowała jakiś woreczek na zajęcia praktyczne do szkoły. Ale i jej zajęcia techniczne się kiedyś skończyły za to zaglądało się do magazynów mody.
„Będę potrzebować właściwie już niedługo kosmetyczkę” zwierzyła mi się moja córka. „Ten śliczny, miękki zamsz.... Jakby ten woreczek trochę przeszyć...To byłby w sam raz..” Tak będzie dobrze.
I tak przyjdzie, że się człowiek zestarzeje i nie będzie zwracał uwagi na to, jak wygląda, na puder i szminkę nie będzie kładł już takiej wielkiej wagi. No cóż, niech więc dalej żyje w tym woreczku, w następnej generacji, ten lisek znad dalekiego, pięknego jeziora Pile.
Jest ono dla nas dzisiaj tak daleko, jezioro Pile. Na poligonie Groß Born ćwiczą dzisiaj polscy i rosyjscy żołnierze i większa cześć okręgu szczecineckiego jest zamkniętą strefą militarną.
Samotnie zrobiło się na brzegu jeziora Pile. Nikt nie gospodarzy już w majątku Silnowo nie wiadomo czy jeszcze nawet istnieje. I jeżeli dobry Bóg będzie chciał to piękne jezioro znowu o jakiś kawałeczek powiększyć, to nikt tego pewnie nawet nie zauważy.
Edelgard Schwarz
WAREN MURITZ
Archiwum: Dariusz Tederko
Присоединяйтесь — мы покажем вам много интересного
Присоединяйтесь к ОК, чтобы подписаться на группу и комментировать публикации.
Комментарии 20
Идиллия на озере Пиле!
Мысленно я оглядываюсь на обширную землю южных сторон задней Померании, с ее множеством холмов и возвышенностей. Это поистине северогерманская земля, образованная и образованная ледником. Между огромными лесами, лугами и полями сверкает озеро.
Это озеро свай, большое на более чем 4000 морг. Наверное, каждый, кто в Восточной Германии был солдатом, знает их. На его берегах лежал километровый полигон Groß Born. Не один призывник тут вспотел и ругался-Борн, тебя Бог добрый создал, как он был очень зол. "Und der Gott in seinem Zorn schuff den Übungsplatz Groß Born". Но об этом полигоне в 1924/1925 годах еще никому не снилось.
На берегах озера также лежали владения Эйленбурга / Сильново. Они были размером примерно 600 моргов (4 морги ок. = 1 гектар переводчика), когда в мои молодые годы учебы и скитаний я оказался там, как начинающий чиновник по земледелию.
Это было 1 апреля 1924 года. Еще 1 марта Сильново было на 2 прусских морги больше, а это как будто не было 5.106 м2! Эти две морги взял себе добрый Бог, по крайней мере, так говорили. Почему? Мы не знаем.
Но это случилось так. Небольшое поместье Сильново не было таким, как другие поместья вокруг, где было только одно большое фермерское здание, и вокруг были только поля, луга и, возможно, немного леса. Эти 600 сильновских моргов лежали на полуострове озера пиле, А посреди всего этого еще находилось, между лесом и лугами небольшое озеро.
Известный профессор геологии впоследствии очень тщательно исследовал место отколовшейся части берега и написал множество научных публикаций о промывках, о известняковых скоплениях, о соляных столбах глубоко в земле и о легко растворимых известняковых соединениях.
Во время растворения температура воды в этих местах выше, что профессор доказал, показав, что на месте откола вода была как минимум на 1 градус теплее, чем во всем озере. Он был прав. Иногда я плавал над этим местом и видел подо мной затонувшие загоны, как их пожелал добрый Бог. Но с этой шпицы полуострова вернемся к имению.
Итак: на первом этаже было шесть больших комнат, между ними большой холл и столовая, это был не большой обеденный зал, как положено. Но, к сожалению, о коридоре совсем забыли. В столовой обычно обедали. За большим столом сидели госпожа фон Бухольц и обе ее маленькие дочери.
После еды подавали чай и вели беседы. Учитель рассказал о прогрессе обеих девочек по французскому языку и грамматике, а я-о росте ржи и картофеля.
Одновременно через зал проходили две горничные, Фрида и Франк. Одна несла ведро с помоями, а другая-ведро с кормом для кур – другого пути у них, к сожалению, не было, потому что, как я уже упоминал, коридора просто не было.
Никогда еще я не жил так комфортно, как в” Дворце " Сильново. Я благословил тех способных мастеров, которые работали на строительстве и забыли то и то. А об этом трубила вся деревня-о лестнице тоже, видимо, забыли. На двух этажах! Так ли это было на самом деле, я не знаю? Но с одной стороны здания (думаю, чуть позже) была пристроена из обычных кирпичей простая башенка, а внутри нее еще более простая винтовая лестница, ведущая наверх.
Сам верх башни был перестроен в комнату, которая простиралась далеко за пределы крыши и имела четыре больших окна на каждую сторону света. Эта комната была моей. Самым красивым было запад...ЕщёПодключения проточной воды к остальным тоже нет, ну разве что во время строительства еще ничего подобного не было известно. Спальня вельможи находилась в самом конце первого этажа. Около девяти вечера снова появилась Фрида и несла огромную бутылку с горячей водой, огромный латунный и медный цилиндр. Для нас это был знак - "Спокойной ночи, благородная леди"”
Никогда еще я не жил так комфортно, как в” Дворце " Сильново. Я благословил тех способных мастеров, которые работали на строительстве и забыли то и то. А об этом трубила вся деревня-о лестнице тоже, видимо, забыли. На двух этажах! Так ли это было на самом деле, я не знаю? Но с одной стороны здания (думаю, чуть позже) была пристроена из обычных кирпичей простая башенка, а внутри нее еще более простая винтовая лестница, ведущая наверх.
Сам верх башни был перестроен в комнату, которая простиралась далеко за пределы крыши и имела четыре больших окна на каждую сторону света. Эта комната была моей. Самым красивым было западное окно. С него открывался прекрасный вид на залив озера Пиле. Иногда я сидел у этого окна, смотрел, как заходящее солнце окутывает воду озера, вникал в мечты и писал стихи. Кто может обидеться на это? Такой молодой и вдобавок в одинокой Дворцовой башне.
Иногда по озеру плыла рыбацкая лодка. Обычно в ней сидели два человека. Один из них греб, а другой вытаскивал сети. Однако время от времени в лодке сидел только один человек. Это была Кристина, дочь крупного хозяина и рыбака с южной оконечности озера из Думмерфица, так называлась эта деревня (дословно: „глупая мука, глупая злоба переводчика) - Домбровица.
Но на самом деле я смотрел с моей башни на уток. Откуда они приходили, куда плыли и где лучше всего было на них начать, все это можно было заранее иногда внимательно подглядывать.
Однажды-это было уже начало сентября у нас был еще небольшой стог позднего посева и, следовательно, позднего сбора ячменя, который, кроме того, рос при таком количестве дождя. С моей турели я увидел однажды вечером огромное количество уток, направляющихся к этому ячменю.
Я сошел с ячменного поля узкой полоской лугов. Между камышом и кустами сверкало зеркало озера. Я нашел себе небольшую группу ольшины. Поверхность воды перед ней была свободна, слева и справа от нее снова начиналась непроницаемая полоса камыша. Эти ольхи были, как он нашел, чтобы сесть на уток.
Радостно зарычав, Диана принялась за первую добычу. Сука дрожала во всем теле. Наконец-то ей тоже было чем заняться. "Утки придут сюда еще после этого выстрела?”... Я спрашивал себя. Диана, казалось, не слышала этого вопроса. Она лежала в ольшине и смотрела на воду.
И она была права. Уже через пять минут он снова оживился. Утки шли от ячменя, чавкали что-то на „Фундаке” и снова шли к ячменю. Утки были вокруг меня, приземлялись, взлетали снова или подходили со стороны воды, и это длилось недолго, и моя сумка на 14 патронов была пуста.
Да, мир был прекрасен на большом озере Пиле. И самое прекрасное было то, что охота на полуострове Сильново принадлежала только мне. Никто, кроме меня, этим не занимался. И почему? Помимо водоплавающих птиц, там было всего четыре косуль и несколько зайцев. Но больше всего было много лисиц. Гораздо больше, чем Зайцев.
Всегда на берегу плавала какая-то мертвая или полумертвая рыба. Лакомство для лисиц. Однажды воскресным утром я крался по берегу озера. Это были самые красивые вещи, которые я не могу себе представить. Песок пляжа и камыш, небольшие бухты, прибрежные заросли и камыши менялись друг с другом. Было уже позднее время года, и холод и туман лежали над землей и водой. На самом деле я хотел выследить пару уто...ЕщёКак жаль, что в тот день у меня не было второй сумки с патронами с собой. Диана с полным спокойствием подбирала одну утку за другой, в то время как вокруг нее приземлялись следующие утки. Поскольку я сделал несколько дублей, я действительно принес домой 14 уток из 14 патронов.
Да, мир был прекрасен на большом озере Пиле. И самое прекрасное было то, что охота на полуострове Сильново принадлежала только мне. Никто, кроме меня, этим не занимался. И почему? Помимо водоплавающих птиц, там было всего четыре косуль и несколько зайцев. Но больше всего было много лисиц. Гораздо больше, чем Зайцев.
Всегда на берегу плавала какая-то мертвая или полумертвая рыба. Лакомство для лисиц. Однажды воскресным утром я крался по берегу озера. Это были самые красивые вещи, которые я не могу себе представить. Песок пляжа и камыш, небольшие бухты, прибрежные заросли и камыши менялись друг с другом. Было уже позднее время года, и холод и туман лежали над землей и водой. На самом деле я хотел выследить пару уток, но с таким туманом, я думал про себя, ничего из этого не выйдет.
Со стороны Бжезины долетел крик сойки. Две птицы сидели на ветке и нервничали из-за охотника или просто смеялись над ним. Так же, как они сидели рядом друг с другом, так гремел выстрел и дробь, которые на самом деле были для уток, стянули обе сойки с веток. Итак, я пошел дальше со своей скудной добычей, одной сойкой. Потому что все утки, находившиеся поблизости после этого выстрела, все равно выплеснулись. Теперь они кружили где-то в тумане.
И еще там была эта Березка, на которой висела еще одна из этих двух соек. Но что это, там под березой? Разве там не скачет собака к этой сойке? Прыгает, но безрезультатно, до сих пор не дотягивается. За исключением того, что это была не собака, это была лиса! Как блестел его мех на утреннем солнце. Как сильно ему пахло этой птицей сверху? Бедный лисенок мира за его пределами не видел. Еще один прыжок, но птица висела слишком высоко. Это был его последний прыжок, грохота выстрела он точно уже не слышал.
Сейчас я не покупаю шкуры. Я могу, в лучшем случае, обменять. Этот кожаный мешок для него-оригинальная замша-я на самом деле переплачиваю”. Я согласился, и обмен состоялся. Симпатичный светло-коричневый и мягкий был этот мешок и хорошо прошит.
Так что этот симпатичный мешочек был уже совсем скоро лежать, пока во время Второй мировой войны не прихватил пару вещей для штопки, нитку и иголки, которые моя жена получила из бумажной книжки. Таким образом, он пережил войну с нами, поражение и бегство на Запад.
Все рога, клыки кабанов и другие охотничьи трофеи остались на стенах и исчезли в руинах и развалинах поместья. Стены могут рассыпаться, но материнская забота остается.
"Мне скоро понадобится косметичка", - призналась моя дочь. "Эта милая мягкая замша.... Как будто этот мешочек немного przeszyć...To он был бы в самый раз.."Так будет хорошо.
И так придет, что человек состарится и не обратит внимания на то, как он выглядит, на пудру и помаду он уже не будет придавать такого большого значения. Ну, тогда пусть он и дальше живет в этом мешочке, в следующем поколении, этот лисенок из далекого прекрасного озера Пиле.
Это так далеко для нас сегодня, озеро свай. На полигоне Грос-Борн сегодня тренируются польские и российские солдаты, а большая часть щецинецкого района является закрытой военной зоной.
Эдельгард Шварц
WAREN MURITZ